wtorek, 5 lipca 2016

Szuflandia i nie tylko

Pierwszy raz z firmą farfala design zetknęłyśmy się podczas targów Kontury w zeszłym roku w Browarze Mieszczańskim we Wrocławiu. Nic konkretnego wtedy nie szukałyśmy, jedynie inspiracji i rozeznania wśród panujących tzw. trendów. Kilka sztuk farfalowskich mebli rzuciło się w oczy. Temat odszedł w zapomnienie aż do tegorocznych wrocławskich Konturów.
Farfala to klasa sama w sobie. Wiem, bo jedna komoda stoi i zachwyca mój misz masz salonowy.
Podczas targów wraz z partnerką rozglądałyśmy się za komodą, która spełni jej wszystkie oczekiwania - niebanalny dizajn i funkcjonalność. Komoda ma służyć jako narzędzie pracy do biura psychologa. Farfala-design swoją pomysłowością spełnia te kryteria bez krzty wątpliwości.
Ja osobiście zwariowałam na punkcie tych komód i stoliczków. Każda z nich jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Pomimo tego, że jest to ręczna robota, to fachura co nie miara. Szufadki śmigają niezawodnie i wykończone są bardzo precyzyjnie.













Ewa Wójcik, bo ona jest skarbnicą wiedzy i to jej ręce wykonują te cuda zaprosiła nas do siebie po odbiór mebla. Dom z zewnątrz jak dom. Pies w zwolnionym tempie błąka się po podwórku i leniwie szczeka. Pewnie przyzwyczajony do natłoku takich ciekawskich gości jak my. Pani Ewa zaprasza nas serdecznie do środka, a tam... inny  świat. Świat, w którym żyją z mężem to świat ich pasji. Cudowne wnętrza o swoistych charakterze. Wszystko hand made, zrobione z duszą. Zdjęć nie zrobiłam, bo nie wypada, więc pozostaje wam wierzyć mi na słowo. Prace pani Ewy mówią same za siebie. Gorąco polecamy!
p.s.
A to nasze cacko:



https://www.facebook.com/farfala.design


poniedziałek, 9 maja 2016

(P)różności

Dawno mnie tu nie było. A trochę się działo. Pomimo tego, że jedno ze zleceń stoi w miejscu, to pomysłów masa, drobnych zleceń i zawirowań prywatnych. No nic. Doba nie jest z gumy niestety.
Od kilku miesięcy borykamy się z codziennym życiem zawodowym i zaangażowaniem w pasję, czyli nasz Wyciąg... Milion pomysłów jak przemienić pasję w biznes, jak wykorzystać potencjał i możliwości godząc w tym życie zawodowe i prywatne, jednocześnie nie rezygnując z dotychczasowych zobowiązań? Można by postawić wszystko na jedną kartę i nie rozmieniać się na drobne, ale to kwestia ryzyka - przede wszystkim finansowego... I kolejne pytania w głowie: czy ten pomysł ma w ogóle rację bytu? Pociesza mnie fakt, że wiele osób stało przed podobnym dylematem, a jednak zaryzykowali, ich pasja to jednocześnie praca i źródło utrzymania, pracują na siebie i się realizują. Ryzykować zatem?

Przygotowując się jednak do tego, że pewnie suma sumarum zaryzykujemy - wybrałyśmy się na targi sztuki użytkowej Kontury. http://targikontury.pl Myślę, że po raz ostatni po stronie widza. A na targach już dawno nam znani i lubiani:
https://www.facebook.com/Korbaczynska-Art-307758365915145
https://www.facebook.com/farfala.design
https://www.facebook.com/Sztuka-Nieoswojona-Teresa-Milewicz-399075083585492
https://www.facebook.com/PoZachodzieHandmade
https://www.facebook.com/rekoforma
https://www.facebook.com/hugbag
https://www.facebook.com/bluewhitehome
https://www.facebook.com/decotiveconcept
https://www.facebook.com/StudioMinimal
https://www.facebook.com/zielona.wrona.ak
https://www.facebook.com/stacjadizajn
https://www.facebook.com/badgerstories
https://www.facebook.com/retrofrajda
https://www.facebook.com/DesignSpichlerz
https://www.facebook.com/totupracownia
https://www.facebook.com/Poppyworks-224782954313336
https://www.facebook.com/panapufa
https://www.facebook.com/wzorykolory
https://www.facebook.com/tomigeloproject
https://www.facebook.com/ogrodymossmoss
https://www.facebook.com/MaszynaKreacji
https://www.facebook.com/panjeziorkoceramika

To tylko te, które bardziej nas zainteresowały. Byłyśmy drugi raz na Konturach. Poprzednio w Browarze Mieszczańskim we Wrocławiu miałam wrażenie, że wystawców było nieco więcej, jednak klimat obydwu miejsc jak najbardziej na tak. Jestem pewna, że następnym razem widzimy się z drugiej perspektywy. W wolnej chwili napiszę o wybranych z powyższej listy. 













piątek, 11 marca 2016

Zaległości

I właśnie o tym jest ten wpis... o nadrobieniu zaległości dla tych spragnionych szczegółów naszej niedawnej metamorfozy. Szybka akcja, aczkolwiek bardzo znacząca i męcząca. Ale jaka satysfakcja! Ba! Jaka duma!
Zacznijmy jednak od początku.
Zostałyśmy zaproszone do zorganizowania miejsca pracy dla dziewczyny, która pisze. Nie tak jak my. Pisze - dosłownie! - sprawy poważniejsze, czyli treści literackie, niebagatelne i na serio. A żeby te treści jakoś natchnąć to jednak miejsce, w którym się to odbywa jest ważne. Wręcz kluczowe.
Przytargałam Romę do Wielunia.  Blok 4-piętrowy, mieszkanie kosmos! PRL jak się patrzy, jednak z potencjałem. Przestrzenie jak na mieszkanie w bloku mnie zdziwiły.  Metraż też niczego sobie. Jednak nam zostało powierzone jedno pomieszczenie, które do tej pory pełniło rolę schowka suszarkę do prania, odkurzacz, mopa i pracownię w jednym.  Słoneczne pomieszczenie miało w sobie tyle potencjału, że aż prosiło się o inne zagospodarowanie (teraz o inną aranżację prosi się reszta mieszkania ;) ). Tak czy owak przytargałam Romę trochę wątpliwa w to co się wydarzy. Po pierwsze - daleko, po drugie - postawienie pokoju na nogi łącznie z malowaniem, wykładziną i od podstaw. Jednak w duchu czułam, że to będzie dla nas wyzwanie i liczyłam, że się zgodzi. 
2 godziny jazdy, godzina na miejscu i powrót. A powrót kluczowy. Już w głowie układałyśmy plan robót i tego co się tam będzie znajdować. Obowiązkowy stół bądź biurko - w końcu to miejsce do pracy, regały na książki i miejsce do ich czytania. To wszystko. Złączyć to w całość i do dzieła. Owa pisarka (żeby nie napisać "literatka") lubuje się w zielonym. I tu cały szkopuł - kolor znienawidzony przez Romę. Cóż... trzeba było sobie z tym poradzić. 
Już następnego dnia buszowanie po lokalnych komisach, aukcjach internetowych i innych ogłoszeniach. Wizyta w Castoramie i zamówienia materiałów. Szło gładko. Jak na mój temperament i nerwowość Romy - poradziłyśmy sobie nieźle. Mało zgrzytów, więcej konkretów. 
Półki z płyty i wsporniki (na szczęście ściany solidne)
Fotel z odzysku podszlifowany adekwatnie do wnętrza
Wykładzina nowa! ;)
Stół drewniany dostosowany do wizji reszty - z odzysku
Krzesła właścicielki - zmieniony kolor i obicia
Lampka na stół - z odzysku, zmieniony kolor,  wyremontowana
Lampka stojąca - z odzysku
Światła wiszące - na zamówienie u zaprzyjaźnionego elektryka
Skrzynia - wyremontowana i przerobiona
Skrzynki na kółkach - białe - wiadomo - wyremontowane
Tablica magnetyczna - samoróbka
Roletka na okno - samoróbka
Komoda obok stołu - nowa przerobiona na potrzeby kolorystyczne
Plakaty na ścianę - Small-wingels-shop
Dodatki - Kwiaciarnia Atelier, TK Maxx, z odzysku  i inne...
Coś pominęłam?
Farby: Beckers i Anne Sloan.

Takie oto efekty:






















Tak nam wyszło. Przygotowane w stu procentach przyjechałyśmy pewnej soboty (4 tygodnie po naszej wizycie) i od 10 rano do 20.00 uporaliśmy się z całością. Mierzyliśmy siły na zamiary i udało się. 
Dziękujemy naszym partnerom - za cierpliwość, nieocenioną pomoc i wsparcie. Jesteście kapitalni! 
Życzymy teraz PANI LITERATCE literackiej Nagrody Nobla. 
A zielony pozostał w butelkowym fotelu, kaktusach i poduszkach...

niedziela, 28 lutego 2016

Kobiecy punkt widzenia...

Dla tych co z niecierpliwością czekają na kolejny wpis... Przepraszamy. To pierwsze i zarazem ostatnie przeprosiny na tym blogu. Oby ;)
Pisze Aniela:

Tak czy owak myśl o nim dojrzewała we mnie już od jakiegoś czasu. Ale trochę się działo międzyczasie - metamorfoza pracowni Magdy i ciągłe zaganianie w poszukiwaniu rzeczy do kolejnych zleceń, praca zawodowa, sprzedaż mieszkania, a w tym wszystkim permanentny brak czasu. Ale wiedziała baba, że zakładając bloga musi się wywiązywać, więc nadrabiam. O metamorfozie pracowni Magdy napiszę za kilka dni, bo tematu pominąć nie można, choćby ze względu na fakt, iż dziewczyna zaufała nam od A do Z. 
Ale o tym niebawem.

Gdy WYCIĄG zaczął dojrzewać w naszych głowach Roma zainteresowała mnie wieloma fanpejdżami i grupami fejsbukowymi, od których czuję, że się uzależniłam. Telefon rozładowuje mi się szybciej, bo zbyt często rzucam okiem co nowego, a bawiąc się z 2 letnią Hanką pokazuję jej co się dzieje u dziewczyn... Właśnie... W głównej mierze dziewczyn... 
Jestem pod wielkim wrażeniem przedsiębiorczości kobiet. To jak zmieniają swoje wnętrza, to jak je wcześniej same projektują, to jaką pracę muszą niejednokrotnie wykonać, a jest to niewątpliwie ciężka i fizyczna praca. Znają się absolutnie na wszystkim, począwszy od aranżacji, szlifowania,skończywszy na budowie domu i innych, wydawałoby się "męskich" zajęciach. Widzę stare kuchnie zmienione nie do poznania, czytam szczegółowe opisy etapów budowy, a przede wszystkim widzę to, że kobiety w obliczu wyzwania wspierają się, pomagają sobie i potrafią być dla siebie wsparciem. I tu odzywa się we mnie mój feministyczny bakcyl. Kobiety są po prostu niesamowite. 
Gdy rozmawiam z mężczyzną na temat równości w zawodzie to słyszę już zdanie, które znam na pamięć: "Feminizm się kończy, gdy trzeba wnieść kanapę na 4 piętro", albo "To niech sobie baba idzie na budowę, to zobaczy czym jest feminizm". I zawsze jestem po takiej rozmowie absolutnie zagotowana. Gdzie wy wszyscy mężczyźni jesteście, gdy trzeba jednocześnie być w kilku miejscach naraz, gdy trzeba zająć się domem, dziećmi, własną praca zawodową i jednocześnie mieć czas dla siebie, którego często tak niewiele zostaje? Gdzie jesteście wtedy, gdy trzeba coś naprawić, wymienić? I nie pytam tych, którzy nie manifestują swoich szowinistycznych postaw, tylko szanują prace swoich kobiet, żon, matek. Pytam tych, którzy pierwsi mają coś do powiedzenia, a sami nie dają z siebie nic. 
Ci, którzy śledzą nasz fanpejdż wiedzą, że kilka dni temu robiliśmy metamorfozę pokoju Magdy. W tej pracy nie ma miejsca na szowinizm. Nie ma miejsca na zastanawianie się co jest dla kobiet a co nie. 
Wyzwanie: urządzam swoje mieszkanie... to dla Was. Jestem pod wielkim wrażeniem was samych. Waszych pomysłów, waszych osobowości, tego co sobą prezentujecie. Nie chce pominąć także facetów, którzy na grupie pomimo przeważającej większości estrogenu potrafią się odnaleźć i są nieodłączną częścią grupy. Nie udzielam się tak jak Roma, która zawsze ma mądrą uwagę na temat posta, ale jestem z Wami. I dziękuję. Dajecie nam niesamowity motor do działania, jesteście skarbnicą wiedzy, kreatywności i cieszę się, że Wasza postawa nie pozwala nam siedzieć w miejscu.

p.s. a feminizm pewnie niejednokrotnie się tu będzie przewijał ;) 


środa, 27 stycznia 2016

Zaskoczenie

Wiele się wydarzyło odkąd piszemy te pierwsze zdania. Wiele wątpliwości i niepewności. I ciężko nazwać biznesem to co się dzieje, bo miałoby to wymiar, który jest kompletnie nieadekwatny do rzeczywistości. I prawdę mówiąc, nie chciałabym nigdy nazywać tego biznesem. To nie biznes, to pasja (ale to już wiecie) i trochę matematyki z artystycznym zacięciem. Ale artystka brzmi górnolotnie, więc też nie ma tu konkretnej terminologii. I chyba dobrze. Bo po co?
Wyciąg z Kąta to my dwie. Roma i Aniela. Wyciągamy z kąta stare, znudzone, niepotrzebne wszystko i temu wszystkiemu nadajemy drugi sens. Prosto i zwyczajnie z pozoru. Efekty bywają zaskakujące. Ale o projekcie będzie pewnie w kolejnych postach i nie tylko. Bo to tak naprawdę jest cel sam w sobie. Produkt naszego pomysłu, zdolności i możliwości. Ale blog będzie o nas. O kobietach, dla kobiet - głównie, choć chciałybyśmy się zaskoczyć i o tym co ważne właśnie dla nas. 
Dawno, dawno temu... Wiele miesięcy temu, pewnie koło września, Roma napisała na Herbatnikach (stado 5 przyjaciółek, które przyjaźnią się od kilku lat i mają swój fejsbukowy kanał czatowy. Fenomen tej przyjaźni polega chyba na tym, że rozumiemy się jak nikt pomimo ilości estrogenu i akceptujemy siebie zadziwiająco dobrze - ale nie o tym), że wrzuciła kilka swoich propozycji wnętrzarskich do obiegu. I wbrew jej oczekiwaniom zawrzało. Czytałam co ludzie pisali do tej mojej Romy i cieszyłam się razem z nią. Chodakowska polskich wnętrz - pomyślałam. Komentarze coraz częstsze, prośby w urządzaniu, na które brakowało już czasu. A ja z myślami dojrzewałam, żeby wypchnąć projekt na szersze wody. Porozmawiałyśmy. Nawet kilkakrotnie. Ryzykujemy. Upublicznimy nasz pomysł. Idąc za ciosem z marszu powstał fanpejdż fejsbukowy. Myślę, że chyba najbardziej bałyśmy się i chyba nadal trochę boimy tego, że zachwieje to naszą przyjaźnią. Nie boimy się porażki Wyciągu. Ale siła jest w tym co nas nakręca. A na pewno jest to więź, która nadaje motor do działania. 
Dziś już prawie luty. A zaskoczenie jest właśnie wtedy, gdy nie tylko nasi znajomi piszą o nas. Zaskoczenie jest wtedy, gdy ktoś się pyta na ulicy czy to my prowadzimy Wyciąg z Kąta? Że to nasz fanpejdż sprawia, że zawalają czas w pracy śledząc nasze wpisy. Kobiety... Nie chcemy was martwić, ale będzie jeszcze trochę do poczytania. Zaczynamy i dziękujemy! Jesteście z nami od początku i dajecie nam energię, dzięki której dziś odpaliłam tego bloga między projektem wizytówki, ulotki i kieliszkiem wina. Na zdrowie!
Aniela